poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Dwójka - Akt Dobroci


Pamiętaj, że każdy napotkany człowiek czegoś się boi, coś kocha i coś stracił. 

(E. Hemingway)
n Nina Simone - Sinnerman

Agnieszka zjawiła się tuż po południu i już w progu zamaszyście rzuciła się w ramiona swojego ukochanego.
- Bartuś! – wrzasnęła w sposób, który sprawił, że Magdzie zadrżały dłonie i spora porcja makaronu wylądowała poza talerzem.
- Cholera – jęknęła, podsumowując tym oba wydarzenia.
Lubiła Agnieszkę. Trochę. Nie za mocno, ale jednak lubiła. Dziewczyna o złotym sercu, anielskiej urodzie i niewyczerpanej cierpliwości, skoro wytrzymała już tyle z Bartusiem. Miała sporo wad, ale równoważyły je zalety. Była niezorganizowana i nie umiała planować, ale za to miała w sobie wiele taktu i empatii. Posiadała kiepskie poczucie humoru, ale była dobrym słuchaczem i powiernikiem tajemnic. Jeśli miałaby być żywiołem, pewnie byłaby ziemną – stałą i stabilną. Jeśli Magda miałaby być żywiołem, byłaby wodą – zmienną, wiecznie w ruchu. A jeśli Bartek miałby być żywiołem…
Byłby idiotą.
Sos do spaghetti zaprotestował głośnym sykiem, a potem zaczął bulgotać i szczerzyć się do ciebie, Magdo, bardzo podstępnie. Jak miałaś niby się nim zająć, skoro byłaś cała upaprana makaronem? Podejmowałaś wewnętrzną walkę, nie wiedząc co z sobą począć, lecz w końcu rzuciłaś się na sos, jakby od tego zależało całe twoje życie i zdjęłaś go z ognia. Niestety, za późno – zdążył się już przypalić, a ty przy okazji udekorowałaś całą kuchnię długimi nitkami makaronu.
- Fak, fak, fak, fak, fak… - mówiłaś do siebie, strzepując resztki nieszczęścia z własnych dłoni i zamaszyście odkładając sos na bok. Warknęłaś na złośliwe garnki i naburmuszona popatrzyłaś na wszędobylski bałagan.
Jego dostrzegłaś ledwie kątem oka. Uniosłaś wzrok i wbiłaś mordercze spojrzenie prosto w jego roześmianą twarz. Śmiał się. Z ciebie. Bydlak.
- Przezabawne – wysyczałaś z ironią i uśmiechnęłaś się tak słodko, że aż zrobiło ci się niedobrze.
Przytaknął, jakby nie zrozumiał twojej opryskliwości.
- Rzeczywiście – zgodził się i ruszył w twoją stronę, omijając starannie leżący na podłodze – wszędzie! – makaron. Spojrzał na to, co zostało z sosu i westchnął głęboko – Z tego już chyba nic nie będzie.
No, co ty nie powiesz…
Obserwowałaś go zła, jakby to była jego wina, a nie Bartka i Agnieszki, i ich dzikich wrzasków w przedpokoju. Uważnie przyglądałaś się jak przekłada garnki i przeszukuje kuchenne szafki.
- Niewiele tego – stwierdził w końcu – Ale znalazłem jeszcze makaron. Może uda nam się nie umrzeć z głodu.
W tym momencie do kuchni wdarł się Bartek. A właściwie nie do końca on, lecz sam jego głos, który zaintonował wesoło:
- Rodzyn, ja wychodzę! Nie wykończ Kuby! – trzasnął drzwiami i tyle go widzieli – słyszeli.
Trwałaś przez chwilę w totalnej konsternacji, zła i zdezorientowana, całkowicie zagubiona. Najchętniej byś teraz zniknęła, zakopała się gdzieś pod kołdrą i rozszlochała albo zwymyślała wszystkich dookoła. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że byłaś kobietą i miałaś do tego całkowite prawo. Bartek cię denerwował, Agnieszka cię denerwowała, ten dzień cię przytłaczał, Kuba cię… w sumie sama nie wiesz, co robił, ale nie chciałaś, żeby to robił – zagmatwane? Jak całe twoje życie.
Może gdybyś wreszcie znalazła sobie jakieś REALNE 36 i 6 obok, które mogłabyś bezkarnie przytulać, całować i kochać, twoje życie byłoby łatwiejsze? Może gdyby Hubert z twojego snu w końcu ruszył tyłek i zainteresował się tobą? Może gdybyś w końcu przestała żyć wspomnieniami i złudną nadzieją?
Magda, weź się w garść. Już sama siebie nie rozumiesz.
Jak chciałaś, tak zrobiłaś – zamknęłaś się na cały dzień w pokoju, chowając twarz przed słońcem, powietrzem, wszystkim. Otuliłaś się kołdrą, zwinęłaś w kłębek na łóżku i patrząc w przestrzeń myślałaś o chaosie swojego życia, desperacko próbując poskładać do kupy własne emocje, wspomnienia i postanowienia. Wszystko.
Nie wychodziło ci za dobrze. W końcu od intensywnego myślenia rozbolała cię głowa, a z każdym oddechem bolało cię mocniej coś tam… w środku. Jakby w sercu.
Chyba za mocno skupiłaś się na sobie, bo nawet nie zauważyłaś, gdy cicho otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Wtulona twarzą w poduszkę, starałaś się wybrnąć z morza myśli, ale miałaś wrażenie, że się topisz i jedyne, co ci pozostaje to poddanie się fali i śmierć. Jakby nie patrzeć, była to jedna z opcji.
Idiotka z ciebie, Madziu. Ludzie mają większe problemy egzystencjalne, a radzą sobie z nimi.
- Magda?
Zadrżałaś, gdy się odezwał, wzdrygnęłaś się, przymknęłaś powieki i kolejny raz spróbowałaś odegnać łzy. Potem skuliłaś się jeszcze bardziej i starannie unikałaś jego wzroku, gdy przysiadł obok ciebie na łóżku.
- Przepraszam – wymamrotałaś – To było niegrzeczne, że zostawiłam cię samego na cały dzień.
Kątem oka zauważyłaś, że światło słoneczne gdzieś zniknęło, a w pokoju panuje półmrok. Czyżby to była prawda? – spędziłaś w pokoju całe popołudnie, użalając się nad sobą. Kiepska taktyka życiowa, nawet jak na ciebie.
- Nie cierpiałem z tego powodu - wzruszył ramionami, jakby naprawdę mu nie zależało – Właściwie to doceniam samotność. Jak się spędza długie godziny ze zgrają facetów, naprawdę potrzeba czasem spokoju.
Uśmiechnęłaś się lekko. Wiedziałaś, o czym mówi. Sam Bartek potrafił narobić szumu, a co dopiero cała grupa takich nicponi…
- Przyniosłem ci coś – Kuba podsunął ci pod nos twój ulubiony kubek. Ciekawe skąd wiedział, że akurat ten w zielone groszki jest twój. Może Bartosz mu powiedział... Bartek, och.
- Czy… czy oni już wrócili? – nie mogłaś się powstrzymać.
- Nie – pokręcił głową.
Podniosłaś się i oparłaś plecami o ścianę. Z wdzięcznością wzięłaś od niego kubek, w którym odkryłaś gorącą czekoladę. Słodki Jezu, nawet nie wiedziałaś, że macie ją w mieszkaniu.
- Dziękuję – wymamrotałaś, przyglądając się jej uważnie, jakby była twoim jedynym wybawieniem. Prawdopodobnie była. Czekolada zawsze pomaga.
- Chcesz porozmawiać? – nie bawił się w dłuższe wstępy.
- Nie – odpowiedziałaś szybko, biorąc kubek w obie dłonie i ciesząc się jego ciepłem – Nie ma o czym.
- Nie sadzę – uśmiechnął się blado – Bartek…
- No, co z nim?
- Ty go kochasz.
Zareagowałaś jak zwykle – przyjęłaś pozycję obronną. Zignorowałaś komentarz, wpatrzyłaś się w nicość i popijając czekoladę, czekałaś, aż Kuba zniknie, orientując się w swojej tutaj niepotrzebności. Co z tego, że wykazał jakieś zainteresowanie twoją osobą? Co z tego, że wyglądał, jakby naprawdę się o ciebie martwił? Co z tego, że patrzył takim ponurym wzrokiem i dokładnie analizował każdy twój gest? Co z tego, że był przyjacielem Kurka i prawdopodobnie mógłby ci jakoś pomóc?
Nie. Już postanowiłaś. Nie będziesz rozmawiała o swoim uczuciu do Bartusia. Ani z nim, ani z nikim innym. Chociażby ze względu na to, że to uczucie powinno nie istnieć. 
- Wyjdź już – nagle jego obecność zaczęła cię mocno irytować – chcę wstać, a jestem naga.
Uśmiech przemknął po jego twarzy.
- Nie jesteś – pokręcił z politowaniem głową.
- Chcesz się przekonać? – uniosłaś brew, rzucając mu wyzwanie.
Nie był osobą nietaktowną, więc wyszedł. A ty znowu zaczęłaś myśleć.
Ha, myślenie. Ktoś kiedyś mówił, że to największa plaga ludzkości. Miał całkowitą rację.
Zagubiłaś się, ale nie teraz – to stało się kiedyś, dawno temu. Za górami, za lasami, chciałoby się rzec. Rzeczywistość była trochę inna, zupełnie nie bajkowa.
Dawno, dawno temu, kiedy dopiero poznawałaś Bartka, zawarliście niepisaną umowę. Właściwie, nie była ona nawet wypowiedziana. Po prostu… była. Wasz związek od początku miał nie mieć podtekstu romantycznego. Nigdy nie flirtowaliście ze sobą otwarcie, nie rzucaliście aluzji, nie dotykaliście się w ten intymny, elektryzujący sposób. W swoim towarzystwie czuliście się pewnie, bezpiecznie. Lubiliście swoją bliskość, lubiliście zawieszenie waszego związku, jego uczuciową stabilizację.
Kiedy to się zmieniło, kochana? A może nie zmieniło się wcale? Może to tylko twoje marne wyobrażenia, tendencja do wyolbrzymiania i słaby instynkt kazały ci myśleć, że jest inaczej? Może jest tak samo, jak było, ale ty doszukujesz się wszędzie drugiego dna, bo co? Bo od pół roku nie miałaś faceta i żyłaś każdym słowem Bartka, skrycie nienawidząc jego dziewczyny? Wariactwo. Idiotyzm. Paranoja.
Jesteś typową kobietą – najpierw kazałaś mu się wynosić, a teraz go gonisz.
- Kuba? – pytasz, zwracając się gdzieś w przestrzeń i po cichu licząc na to, że nie będzie jak cała reszta męskości świata i zareaguje odpowiednio, nie zawiedzie.
Kiedy przeszliście na „ty”?
- Tak? – odzywa się z salonu.
Wleczesz się w tamtym kierunku, nieporadnie wlokąc za sobą cały bagaż problemów, doświadczeń, pytań i niepewności. Gdzieś po głowie kołacze się Bartuś, obijając się o ściany czaszki, a Agnieszka, kurczowo uczepiona jego ręki, na kolanach próbuje znaleźć pion i przetrwać.
- Chyba jednak chcę pogadać – decydujesz, pojawiając się w drzwiach i spoglądając niewinnie na jego długie ciało, wygodnie rozłożone na kanapie. Masz nadzieję na szybką reakcję, masz nadzieję na pomoc, na cokolwiek – nie wiesz. Podnosi się z kanapy, patrzy na ciebie przez chwilę, wkłada dłonie do kieszeni.
- Nie teraz – decyduje, a twoje serduszko powoli pęka. Za dużo emocji, jak na jeden dzień, za dużo zła, za dużo nieszczęścia.
- Dlaczego? – dusisz się słowami, z trudem przechodzą ci przez gardło. Tak łatwo się rozsypujesz, Magdo.
Przygryza wargę, mruga, otwiera usta i mówi:
- Nie mamy czasu. Bartek zaraz wróci, a ty obiecałaś mu tort.
Pieprzone ciasto!
Przez pierwsze dziesięć minut masz ochotę umrzeć. Już nie płaczesz, łez już nie ma. Chyba wyrobiłaś półroczny zapas. No, trudno. Zdarza się. Masz za to ochotę krzyczeć na tego idiotę, jego podłą dziewczynę i fakt, że gdzieś zniknęli, a ty masz przygotowywać całą jego durną imprezę, na którą nie zasłużył, bo jest idiotą. Tak. I to w imię czego?
- Jesteś jego najlepszą przyjaciółką – mówiła ci Aga – Znasz go najlepiej – dodawała z jakąś tam nutą zazdrości, która tobie przydawała dumy. Karmiłaś się tym, co ją zawstydzało i denerwowało. Jesteś złą kobietą, Madziu.
Bardzo poważnie rozważasz możliwość  otrucia całej tej wesołej gromadki, ale czujny wzrok Kuby cię powstrzymuje. Nie spodziewasz się, że zacznie cię pocieszać, czego zresztą nie robi. Po prostu podchodzi do ciebie cicho, nawet nie wiesz, kiedy, łapię cię swoimi wielkimi dłońmi, przyciąga do siebie i przytula. Drętwiejesz, upuszczasz na blat składniki ciasta i przez chwilę nie wiesz, co masz robić. Bardzo starasz się nie myśleć o tym, że wolałabyś Bartka, że chciałabyś, żeby to jego dłonie cię teraz obejmowały – jesteś żałosna. Spokojnie poddajesz się uczuciu ciepła i bliskości. Czujesz na plecach rytm jego serca, równy oddech i uspokajasz się wewnętrznie. Wyciszasz. Stoicie tak, aż zaczynasz czuć się dobrze, bezpiecznie i niemal normalnie.
- Już? – pyta cię szeptem, a ty kiwasz głową i równie cicho odpowiadasz:
- Już.
Odwracasz głowę, gdy cię uwalnia i uśmiechasz się do niego lekko. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak łatwo udało mu się wybawić cię z nędzy, rozpaczy i zagubienia.
- Dzięki – mówisz, gdy rusza do drzwi.
- Nie ma sprawy – mówi, znikając w korytarzu.




15 komentarzy:

  1. Niesamowicie intrygujaco sie zapowiada. Magda to prawdziwa kobieta. Tak jak napisalas najpierw odgania pozniej goni.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, zapowiadam, że sama historia nie będzie długa, a akcja będzie się toczyła w takim właśnie chaotycznym stylu, dobrze, że się podoba.
      pozdrawiam mocniej ;)

      Usuń
  2. OK, możesz równie dobrze mówić do mnie "Magda" - na jedno wyjdzie. Co prawda etap użalania się nad sobą i swoim nędznym, marnym żywotem mam za sobą (albo jestem gdzieś pomiędzy), ale generalnie reszta się zgadza. Wszyscy to oszuści, faceci to dranie ("...Artur". Pozdrawiam moją ukochaną scenę filmową <3), świat jest do dupy. I tym optymistycznym i pozytywnym akcentem żegnam się na dziś. Komentarz wyjątkowo zwięzły, bo zrobiło mi się smętnie, idę słuchać najsmutniejszej piosenki świata i żałować, że nie mam gorącej czekolady.

    Gif idealny <3 Opowiadanie też idealne, już się wpisuje na listę moich ulubionych <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. będę mówic "Magdo" pod warunkiem, że ja będę "Mimi" : <
      mentalnie wysyłam ci czekoladę, dobrze, że to opowiadanie działa. dziękuję za to <3

      Usuń
    2. Spotykasz się potajemnie z Andrzejem? Nienawidzę Cię! :<
      "Mimi" to ja bym mogła mieć na drugie... Bo jednak "Magdą" jestem bardziej.
      Mentalnie dziękuję.
      A Ty mnie dziękujesz za to, że przez Ciebie mam depresyjny nastrój i słucham smutnych piosenek (no dobra - jednej, ale za to milion razy)? Spoko, polecam się na przyszłość :P

      Usuń
    3. czepiasz się : P
      co to za piosenka ? : >

      Usuń
    4. Nie czepiam, staram się zrozumieć.
      "Make you feel my love" <3 W wykonaniu Adele, oczywiście - jeden z niewielu przykładów wyższości coveru nad oryginałem.

      Usuń
    5. to jest w ogóle cover? o.O po tej informacji moje życie się odmienia.

      Usuń
    6. I to nie byle kogo - Boba Dylana. Ale jej wykonanie lepiej mi pasuje do ogólnego klimatu piosenki. Sorry, Bob!

      Usuń
    7. biedny Bob : < pewnie mu teraz smutno .
      Witaj w klubie, Bob!

      Usuń
    8. A Tobie dlaczego smutno?
      Boba rozumiem. Przepraszam, Bob :(

      Usuń
    9. jest mi smutno, bo... bo tak? czy można byc smutnym z wyboru?
      We all love you, Bob! <3

      Usuń
    10. Można. Chociaż uważam, że powinno to być zabronione.
      Tak, tak, Bob! Pamiętaj, że Cię kocham mocno! <3 Nawet, jeśli Adele jest lepsza w jednej Twojej piosence.

      Usuń
  3. jeeeeeeny *.* uwielbiam wszystko, co wychodzi spod Twojej ręki *.*
    i powiem tylko jedno, Kurek to kompletny idiota, a Kubuś jest taki kochany *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, tak, Kubuś jest kochany, ale hej - Bartek niczemu tutaj nie jest winien . po prostu jest mężczyzną, ślepym.

      Usuń