wtorek, 29 kwietnia 2014

Trójka – Akt Rycerskości

Mówię „Głupku!”, myślę „Boże, jak ja go kocham!”

n 78violet – Belong Here 

Na rozgrzaną patelnię wsypujesz pół szklanki cukru, roztapiając go uważasz, by przypadkiem się nie przypalił. Dodajesz do niego łyżkę masła i czekasz chwilę, aż wszystko będzie miało uroczo brunatny kolor. Ściągasz patelnię z ognia, wyciągasz z lodówki najdroższe wino, jakie macie. Nie przejmujesz się – Bartek je kupił. Ma pieniądze. Kupi sobie następne.
Zerkasz na zegarek. Siódma szesnaście. Nie śpisz od czwartej. O piątej czterdzieści zdecydowałaś się wstać i ruszyć tutaj.
Otwierasz wino. Korek ustępuje po kilku próbach z głuchym odgłosem. Wąchasz. Przyjemnie pachnie. Alkoholem i szybkim zapomnieniem. Ale mimo wszystko jest za wcześnie, by się upić. Odmierzasz tylko szklankę. Chowasz butelkę, chociaż masz ochotę roztrzaskać ją o ścianę.
Znowu stawiasz patelnię na ogniu. Delikatnie wlewasz na nią alkohol. Syczy, pryska, lekko parzy ci dłoń. Zaciskasz usta i wlewasz resztę zawartości szklanki. Wrzeszczy, jakby chciał się wydostać. Nie pozwalasz mu, mieszasz wszystko drewnianą łyżką. Robisz sporo hałasu, ale Bartek nie wrócił na noc, więc śmiało możesz…
I wtedy słyszysz dźwięk otwierających się drzwi.
Cholera, zapomniałaś o kimś.
Zaspany, jeszcze uroczo nieprzytomny Jakub wchodzi powoli do kuchni w samych bokserkach i podkoszulku. Jego rude włosy są potargane, policzki zarośnięte, stopy bose. Oczy zamglone, zaspane, szkliste. Eh, a tobie jest przykro, że go obudziłaś. Potwór z ciebie, Madziu.
- Dzień dobry – mówisz do niego cichutko, uśmiechając się przepraszająco.
Odpowiada uśmiechem, trochę niewyraźnym, ale jak najbardziej szczerym. Biedaczek. Siedzi sobie cały tydzień w tej Spale, na weekend przemęczony wraca, a ty mu spać nie pozwalasz, bo próbujesz znaleźć swojemu głupiutkiemu rozumkowi inne zajęcie (niż Bartek – w gruncie rzeczy, to jest tylko i wyłącznie jego wina).
- Obudziłam cię. Nie chciałam. Powinnam wiedzieć, że poranek nie jest najlepszą porą na walki z garnkami…
- Nic się… – ziewa - … nie stało. Właściwie… - znowu ziewa - …wcale nie spałem.
- Jasne, a ja wcale nie gotuję…
- … jak dla małej armii! – dziwi się nagle, rejestrując ogrom jedzenia, jakim zastawiony jest stół, bałagan panujący… wszędzie i twoje zabrudzone mąką i przyprawami ubranie. Przechyla głowę, drapie się po brodzie, mruga i spogląda na ciebie, unosząc rudą brew - Zdajesz sobie sprawę, że on się nie żeni, prawda? – pyta i mogłabyś przysiąc, że widzisz troskę w jego oczach – To są tylko urodziny.
Odwracasz głowę i zajmujesz się sosem, przypalającym się na patelni. Klniesz, szybko mieszasz lepką substancje i dodajesz pokrojone cienko jabłka. Nie możesz zepsuć deseru! – to by cię chyba zniszczyło. Odzywasz się dopiero, kiedy zdejmujesz patelnię z ognia.
- Wiem o tym – wzruszasz ramionami i bierzesz się za porządki – Ja po prostu… - no, co? Czujesz się zagubiona, jak zwykle, ostatnimi czasy. Zupełnie nie podoba ci się ten stan – Musiałam się czymś zająć – tłumaczysz i dodajesz mimowolnie: - Lubię gotować.
Świetnie, ale co, jeśli Jakub lubi spać?
Nie spoglądasz na niego, bo wiesz, że mógłby za dużo wyczytać z twojej twarzy. Albo kiepsko ukrywasz emocje, albo on świetnie je zauważa – nieważne. Istotniejsze, że niekoniecznie chcesz się akurat teraz dzielić z nim swoimi uczuciami co do… tak, Bartka. Chociażby ze względu na to, że on jest facetem, a z Kurkiem są przyjaciółmi.
- Myślałem, że ten etap mamy już za sobą – mówi nagle, a ty marszczysz brwi. Majaczy chłopak, biedaczek. Mogłaś go nie budzić, mała złośnico!
- Nie rozumiem – przyznajesz.
- Udawania.
Kurwa, czy on czyta ci w myślach?! 
 Całą swoją uwagę skupiasz na sprzątaniu, byleby tylko nie pytał o nic więcej, nie drążył tematu.
- Zrobić ci śniadanie?
- Poradzę sobie.
- Nalegam.
- Dobra, ale pod jednym warunkiem.
- Hmm?
- Pogadamy.
Oczywiście, że nic mu nie powiedziałaś. Przedtem chciałaś, ale teraz… teraz nie. To nie był dobry moment. Milczałaś więc jak zaklęta, uparcie zagryzałaś wargi, a on nie jadł śniadania, bo przecież nie taka była umowa. Uparciuch. Jego sprawa. Nie masz zamiaru czuć się winną, ani trochę. Nie. Wcale.
No, może tylko troszeczkę.

Zadziwiające, ile znajomych może mieć ktoś o tak irytującym charakterze (i dziewczynie) jak Bartek. Pierwsi pojawili się jego koledzy ze wspólnego podwórka – sportowcy. Oczywiście, razem z partnerkami, a nieszczęśnicy samotni – z butelkami wina i oklepanymi tekstami. Potem dołączyło do nich nieliczne, ale równie wesołe grono rodzinne z twoim drugim ulubionym obiektem westchnień – Kubusiem Kurkiem. Kilkoro przyjaciół / przyjaciółek spoza branży i parę osób, których nie znałaś w ogóle i patrząc na twój nastrój, nie miałaś zamiaru poznać.  
Stado dzikich zwierząt. A Jarosz śmiał się, że gotujesz dla armii. Jak na życzenie – właśnie to dostałaś.
Ubrana w szafirową sukienkę do połowy uda z bardzo przyzwoitym dekoltem i zupełnie nieprzyzwoitym wycięciem na plecach, które zasłaniałaś rozpuszczonymi włosami, przechodziłaś wolno z pokoju do pokoju, kontrolowałaś sytuację i zamieniłaś nawet parę zdań z ludźmi, których znałaś. Solenizanta nie zaszczyciłaś nawet jednym spojrzeniem, ale niestety nie zauważył twojej ignorancji. Widocznie był zbyt zajęty trzymaniem ramienia swojej kochanej Agnieszki (nawiasem mówiąc, ubranej w irytująco podobną sukienkę, co twoja własna). Długo rozważałaś możliwość upuszczenia na nią przypadkiem tortu albo czegoś równie destrukcyjnego, jednak szybko zreflektowałaś się – ciasta byś nie poświęciła. Za długo musiałaś się z nim męczyć.
- Świetna impreza! Odjechana! – wrzasnął ci do ucha ktoś po dwunastej, kiedy zwykłe party w miłym gronie stało się „odjechaną” domówką. Rodzina się wykruszyła, obiekt westchnień w postaci Kuby Kurka dawno już pewnie spał, a ty wciąż byłaś irytująco trzeźwa i wszystkiego świadoma. O, popatrz: Bartek i Agnieszka wymieniają się śliną w tamtym ciemnym koncie. Ciekawe co w tym jest takie interesujące?
Miałaś dość – wymknęłaś się na balkon, kompletnie zażenowana swoją postawą. Droga Magdo, nie ważne, jak bardzo byś tego pragnęła, Bartek Kurek nie będzie twój, bo jest już szczęśliwie zakochany, przykro nam. Schowałaś się przed spojrzeniami gości na zewnątrz, gdzie było zimno, ale przynajmniej spokojnie. Niebo błyszczało, zadziwiające, skoro ostatnio tak często padało.
Odetchnęłaś głęboko.
Czułaś się zraniona, ale dostałaś to wszystko na własne życzenie. To wcale nie Agnieszka zepsuła możliwość rozwinięcia się twojego związku, ale ty sama, bo pozostawałaś idealnie bierna, kiedy należało coś zrobić. Kiedy ty właściwie zakochałaś się w Bartku? Nie, zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Zadziwiająco długo trwał u was etap koleżeństwa. Potem zaczęliście szczerzej rozmawiać, bardziej ufać i takie tam. A potem zdecydowaliście się na wspólne mieszkanie. Śmieszna sprawa, właściwie mieszkałaś w nim tylko ty, bo on przecież przez większą cześć roku żył wyłącznie siatkówką. Ale odwiedzał cię i wysyłał zdjęcia, prezenty, dzwonił dość często, a ty lubiłaś sobie wtedy ponarzekać, jaki to z niego buc, zamiast mu wyznać miłość, głupia dziewczyno. Fakt, nie byłaby to najromantyczniejsza chwila w waszym życiu, ale przynajmniej miałabyś teraz swoje szczęście. Z czasem przecież wymyślilibyście jakąś odpowiednio kolorową historyjkę o waszym wyjątkowym spotkaniu, którą grzecznie zaserwowalibyście dzieciom.
Wzdychasz ciężko. Naprawdę powinnaś się z tego wyleczyć.
Nagle słyszysz trzask. Sztywniejesz na chwilę, prostujesz się i odwracasz do balkonowych drzwi, ale to nie one trzasnęły. Powoli podchodzisz do okna, chowasz się na tyle ile to możliwe za ścianą budynku i zaglądasz ciekawsko do środka.
Widzisz tam swojego Bartusia z lubieżnym uśmiechem na ustach, w dżinsach pomiętym nieco podkoszulku. Jest boso, przeczesuje dłonią włosy spogląda w stronę łóżka. Podchodzi do niego powoli. Nie możesz oderwać od niego oczu, ale w końcu zmuszasz się, zerkasz na dziewczynę, która kładzie się na pościeli i…
SŁODKI JEZU, TYLKO NIE TO.
Cel ich sypialnianej wizyty jest dla ciebie jasny, Madziu, prawie tak bardzo jak fakt, że nie masz zamiaru tego oglądać. Nie. Fuj. Oczywiście nie możesz wejść do środka i przerwać im. Oczywiście, nie masz innej drogi ucieczki. No, chyba że…
Rozglądasz się dookoła. Balkon jest śliski, ale wygląda na to, że parapet okna zdążył już podeschnąć. Drugie okno mogłoby zaprowadzić cię do łazienki. Chociaż nie wiadomo kogo byś tam zastała… Natomiast z drugiej strony balkonu jest okno kuchenne. Co prawda znajduje się trochę dalej niż to od łazienki, ale… Tak, w obecnej sytuacji będzie bezpieczniejsze.
Pewnie gdybyś wiedziała, jakie będą tego wszystkiego konsekwencje, jeszcze raz rozważyłabyś spotkanie z półnagimi Bartkiem i Agnieszką. Gdybyś zdawała sobie sprawę, że skręcisz sobie kostkę na balkonowej barierce, wolałabyś chyba stanąć z ukochaną twojego ukochanego twarzą w twarz tuż przed ich wspólnym kochaniem się. Gdybyś wiedziała, że będziesz na tyle uparta, by doskoczyć do tego okna, dostać się do kuchni – wciąż ze skręconą kostką – i podrzeć na ostatniej prostej sukienkę, pewnie wolałabyś wparadować dumnie do sypialni siatkarza.
Ale ty, Magdo, wtedy w ogóle nie myślałaś. I zakończyło się to rozdartą sukienką, nadwyrężoną psychiką i spuchniętą kostką.
- A niech go piekło pochłonie! – wrzasnęłaś – Kurwa, co za idiota!
Dokuśtykałaś do krzesełka przy stole, wyprosiłaś niegrzecznie jakieś dwie dziewczyny, które szukały czegoś do „przekąszenia” , zaklęłaś jeszcze kilka razy i usilnie starałaś się zmusić swoją psychikę, by przestała sobie wyobrażać Bartka. Nagiego Bartka dotykającego jęczącej Agnieszki. No, powiem ci, kochana, wyobraźnię to ty miałaś całkiem niezłą.
Zamiast zwykłego wyperswadowania sobie sprośności mentalnym krzykiem, spróbowałaś terapii wstrząsowej i uderzyłaś głową w stół. Mocno.
- Kurwa, nie działa…
Trwałaś jednak uparcie w tej pozycji, powtarzając przepisy i zasady przygotowania dobrego mięsa kaczego. Ha, może drób okaże się twoim zbawieniem i uratuje niewinną psychikę?
Nagle poczułaś na plecach przyjemny dreszcz, wywołany dotykiem. W pierwszym odruchu pomyślałaś, że to pewnie wiatr – przecież chyba nie zamknęłaś okna, a w dodatku twoje ubranie odsłania teraz więcej ciała, bo jest rozdarte przynajmniej w trzech miejscach. Szybko jednak odrzuciłaś od siebie tę myśl, bo wiatr zaczął do ciebie przemawiać:
- Wszystko w porządku?
No, i co mu miałaś niby powiedzieć?
- Przestań mnie o to pytać i przynieś mi coś przeciwbólowego – wymamrotałaś do stołu.
- Magda, co ty właściwie przed chwilą robiłaś? – zapytał Kuba, wzrokiem omiatając twoją porwaną w strzępy sukienkę, wysoko wyciętą na udzie, rozwiane włosy i drżące ramiona.
Jezus, Jakub!, zadasz jej jeszcze jedno pytanie, a wbije ci obcas w…
- Przynieś mi coś przeciwbólowego! – powtórzyłaś prośbę.
- Jak co?
- Tasak najlepiej. To załatwiłoby sytuację.
- Co ty chcesz zrobić?
- Teraz czy w najbliższej przyszłości?
- Magda…
- Kuba. Tabletki. Tam – wskazałaś dłonią szafkę obok lodówki i uniosłaś głowę, spoglądając na niego krzywo.
- Chcesz coś konkretnego czy…?
- KUBA!
- Okej, okej… - podał ci dwie aspiryny, które łyknęłaś od razu bez popijana. Patrzył na to, mrużąc oczy, ale nic nie powiedział. Za to ty miałaś ogromną ochotę rozmawiać, ale właśnie w tym momencie jakiś pijany chłopak wdarł się do kuchni i poprosił o:
- Czy mogę dostać świnię w galarecie?
Nie dostał.
Wymieniliście spojrzenia.
- Chodźmy stąd – zarządził Jakub – Do twojego pokoju.
Spróbowałaś się podnieść, ale twoja prawa kostka szybko się zbuntowała. Ugięłaś się z sykiem i upadłaś na krzesło. Jarosz znalazł się przy tobie w sekundę, odwrócił krzesło do siebie i kucnął przed tobą. Pierwsze spojrzał na twoją czarną szpilkę i skrzywił się, jak to typowy facet na widok tych wysublimowanych narzędzi tortur. Potem zerknął ukradkiem na ciebie, a ty udawałaś, że nie widzisz jego karcącego spojrzenia.
- Co robiłaś? – powtórzył pytanie, może nieco ostrzej niż zamierzał.
Przygryzłaś wargę i odwróciłaś głowę. Chciałaś… ale właściwie nie było sensu kłamać.
- Uciekłam z balkonu. Wspięłam się na barierki i przeszłam przez kuchenne okno – wyjaśniłaś mu beztrosko, jakbyś robiła to codziennie i nie było w tym absolutnie nic nienormalnego.
Osłupiał, zamrugał kilkakrotnie, zaczerpnął głośno powietrza i dopiero wtedy był w stanie jakoś to skomentować:
- Oszalałaś?
Spuściłaś głowę i nie odpowiedziałaś. On chyba nawet na to nie czekał. Brutalnym ruchem uniósł twoją pokiereszowaną nogę i położył na swoim kolanie. Jęknęłaś cicho, gdy ból przeszył całą długość łydki, ale nic nie powiedziałaś. Obciągnęłaś tylko sukienkę, która znalazła się nagle niebezpiecznie blisko linii twoich majtek.
Kuba zdjął spokojnie szpilkę, a potem przyjrzał się profesjonalnym okiem twojej opuchniętej kostce.
- Skręcona – zawyrokował – Ale będziesz żyć. Może tylko trochę jeszcze pocierpisz – uniósł na chwilę głowę i szukał twojego wzroku – Pojedziemy taksówką?
Zmarszczyłaś czoło.
- Gdzie? – zapytałaś bezmyślnie.
Mogłabyś przysiąc, że przez jego twarz przemknął uśmiech.
- Do szpitala. Dobrze by było, gdyby ktoś się tym zajął.
Och, no tak. Chyba byłaś jednak trochę przytępiona alkoholem.
- Jestem pijana – stwierdziłaś bardzo filozoficznie – Nareszcie – dodałaś ciszej - Ty jesteś pijany. Nikt nie wziąłby nas na poważnie.
- Ale kostka jest…
- Proszki zaraz zaczną działać – rozdrażniona machnęłaś na to ręką – Przetrwam, a stawimy się tam jutro rano, jak tylko zmyjemy z siebie odór alkoholu.
Teraz ewidentnie się uśmiechnął.
- Chodź, niegrzeczna księżniczko – delikatnie zsunął twoją nogę ze swojego kolana, a potem podniósł się i wyciągnął do ciebie ręce – zaniesiemy cię do pałacu.
Spojrzałaś na niego jak na wariata, ale nie oponowałaś, gdy przysunął się i sprawnym ruchem wziął cię na ręce. Westchnęłaś i syknęłaś cicho, gdy twoja bosa stopa mimowolnie zakołysała się w powietrzu. Zagryzłaś wargi i dostrzegłaś, że patrzy na ciebie z rozbawieniem.
- Jak to było? – zapytał sam siebie – coś tam gdyby, coś tam kózka…
- Spadaj – mruknęłaś i szybko odwróciłaś wzrok, zawstydzona. Kolejny raz przypomniałaś sobie o swojej głupocie i uderzyłaś czołem w jego ramię. Zauważyłaś, że ładnie pachniał, mimo towarzyszącemu mu intensywnemu zapachowi alkoholu i potu.
Powinnaś rejestrować takie rzeczy, będąc w stanie głębokiej depresji, bo właśnie widziałaś miłość swojego życia między udami innej kobiety?



świetlikowe słodziaki: http://swietlikowawioska.blogspot.com/

more-more-more-more-more
Andrzej Wrona / Antek Królikowski / Piotrek Nowakowski 

16 komentarzy:

  1. No cholera jasna. Ale mnie teraz zdenerwowałaś. Ja na jej miejscu już bym tam wleciała i ich rozdzieliła! Jeszcze, że nawet się nią nie zaineresował ttylko wolał dymać tą swoją nadętą ropuchę! Uhhhh;/ Mam nadzieje, że w gdy się bardziej upije wygarnie wszystko Kurkowi ! ;/
    Nie mogę się doczekać kolejnego.Kiedy następny ? ^^
    Zapraszam do sb :*
    jedyniecomogeciobiecac.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny pojawi się... środa/czwartek?
      Nie wiem, czy będzie jeszcze jakaś okazja do upijania się, bo Rodzynek w szpitalu dostanie pewnie wiaderko leków przeciwbólowych do stosowania w domu : <

      Usuń
  2. Ale pojechalas:) mam nadzieje, ze Bartosz w koncu sie domysli, ze cos sie swieci.... bo znajac nas, kobiety, sama mu tego nie powie ^^
    Chyba bedzie dobrze z kostka i Kuba :))))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz, dwa, czy, próba internetów.
    Bo się znowu naprodukuję i dupa z tego wyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, gra. Bo mój zadupiasty internet ogarnia ostatnio tylko losowo wybrane strony...

      Nawet, jeśli nie jestem na bieżąco z komentowaniem, to jestem Pierwszą i Największą Fanką Bartka i Kuby <3 W ogóle jestem Pierwszą i Największą Fanką Ciebie, ale to przecież wiesz :D

      Brakuje mi już słów zachwytu i uwielbienia dla tego opowiadania oraz pełnego wsparcia i podnoszenia na duchu Rodzyna (i tutaj refleksja, że jakby to jednak nie były urodziny tylko wesele, to Magda chyba raczej nie zdecydowałaby się na wielkie gotowanie z tej okazji. No bo gdyby była panną młodą, to wiadomo, że inne sprawy na głowie, a jakby się tak stało, że jednak nie, to pewnie próbowałaby robić dobrą minę i takie tam, ale umówmy się, że każdy ma jakieś granice wytrzymałości i zdolności ładnego uśmiechania się w najgorszych chwilach swojego życia).

      Kuba jest tu idealnie idealny, słodki, rozkoszny, wspierający, współczujący i wspaniały. Ciągle mocno kibicuję Magdzie-i-Bartkowi, ale widzę, że nawet gdyby kurkowa ślepota okazała się nieuleczalna, to mamy tutaj godne zastępstwo w postaci Magdy-i-Kuby. Tylko wtedy skazałabyś Bartuśka na spędzenie reszty życia z jędzowatą Agą, a przecież w gruncie rzeczy to całkiem fajny chłopak jest. Wiem, że miałby to na własne wyraźne życzenie, no ale... Każdego szkoda.

      Świnia w galarecie uradowała mnie niezmiernie.

      Głęboka depresja głęboką depresją, ale ładnie pachnący mężczyzna nie umknie uwadze żadnej szanującej się kobiety. Ot co!

      Usuń
    2. - jestem "losowo wybraną stroną" twojego Internetu, soooo feeeejm . *.*
      Och, ach, ech, zachwyciłam się. Kocham, wielbię, tęsknię, jezusmaria, <3
      no, to skoro mamy już za sobą zwykłe u nas zachwyty, przejdźmy proszę do porozczulania się nad Kubą: bo to jest taki MÓJ Kuba, taki właśnie idelany, prefekcyjny i jezusmariaznowu słodki.
      A Aga wcale nie jest jędzowata, chyba. O.O Po prostu Rodzyn jej nie lubi.
      Radujmy się, ślę buziaki <3

      Usuń
    3. Żebyś wiedziała, tych stron nie ma ostatnio za wiele :/
      Muszę znowu komentować na bieżąco, wtedy się tyle nie zachwycam i jestem chyba bardziej produktywna. Mam przynajmniej taką nadzieję.
      A Kuba tak właśnie pomyślałam, że jest taki Twój perfekcyjny i najlepszy. Och, Kuba <3
      Jak Rodzyn jej nie lubi, to na pewno jest jędzowata. Solidarność jajników z Rodzynem odczuwam. A poza tym gdzieś ostatnio na nią narzekała, więc na pewno miała rację.
      Ślę również i ja <3

      Usuń
    4. solidarnośc jajników brzmi feministycznie. solidarnośc jamników proponuję - małe osoby niech łączą się! : D

      Usuń
    5. Popieram! Chociaż raczej nie jestem taka gruba i głośna, jak statystyczny jamnik. A przynajmniej taką mam nadzieję :P

      Usuń
    6. nie wiedziałam, jakie są statystyczne jamniki : < to miał byc komplement, jak coś <3

      Usuń
    7. Że są nisko zawieszonymi serdelkami to chyba widać :D A że są głośne to zdecydowanie słychać - sąsiadka miała jajnika, darł japę cały Boży dzień. Ale skoro nie wiedziałaś, to czuję się skomplementowana, dzięki <3

      Usuń
    8. * Czyli jednak solidarność jajników, mówiłam od początku :P

      Usuń
    9. pozdrawiam sąsiadkę, posiadającą jajnika . XD

      Usuń
    10. Już nie posiada, na szczęście dla nas. Wyjechał może do Anglii z córką (sąsiadki, nie swoją). Teraz ma hiper agresywnego kota.

      Usuń
    11. kot? ekhm, "z deszczu pod rynnę". : D

      Usuń
    12. Kot, masakra. Kiedyś ją tak drapnął, że jej rozerwał tętnicę w nadgarstku, moja mama musiała z nią jechać na pogotowie. Jest piękny, ale ma namieszane pod czerepem.

      Usuń